Piękną być
29 October 2004
Dziś mi się śniło, że się kłóciłam z Britney o to, która z nas jest ładniejsza. Normalnie wstyd. Tak dawno już przestałam zwracać uwagę na to, jak wyglądam i czy się podobam. Z zakompleksionego stworzenia, które potrafiło zrobić piekło nawet o jeden kosmyk włosów ułożony nie tak, przeszłam w stan totalnego roztrzepanego wygodnictwa. Podobam się sobie ostatnio. Nie dlatego, że przypominam piękność, ale dlatego, że robię to, co zawsze chciałam i jestem tym, kim zawsze chciałam... Jeszcze nie tak dawno przerażała by mnie waga i 65 kg, stosowałabym różne diety, żeby zmniejszyć obwód ud, zwęzić talię. Lakier do przylizania włosów wędrowałby za mną wszędzie. A teraz? Nie ważne. Ud nie zmniejszę, bo takie są, po prostu. W biodrach też mniejsza nie będę, bo jestem kobietą, a nie wieszakiem. Włosy mam zdrowe i gęste, to niech się wiją. Cerę mam zdrową, więc nie stosuję podkładów i pudrów. Lubię jasne kolory, to je noszę. Ćwiczę tyle, że mogę jeść wszystko, a i tak nie mam tkanki tłuszczowej. Więc dlaczego moja podświadomość wyciąga jakąś nienajwyższych lotów gwiazdkę i usilnie stara się jej udowodnić, że nie jest ładna? Co mnie to w końcu obchodzi? Czyżby jednak kompleksy?