At the bottom...
15 October 2004
Śmiało mogę powiedzieć, że właśnie osiągnęłam dno. Zero chęci do życia, totalny kryzys emocjonalny, kompletna obojętność. Marzenia zdegradowane do głupich mrzonek. Zupełne zagubienie pragnień i dąrzeń. Potworne kompleksy i niemoc walczenia z własnymi słabościami. Okrutne zmęczenie i wewnętrzne rozbicie. Dno. O co tu walczyć, po co marzyć, skoro i tak wszyscy mają to w dupie? Po co stawać życiu na przekór, skoro jedyne co z tego mam to reputacja świra? Dla kogo się starać, jeśli nikt nie wyraża zainteresowania? Jak przed Weroniką Paulo Cohelo rysuje mi się tak standardowa droga, że tylko krzyczeć w rozpaczy. Ale mnie się już nie chce krzyczeć. Nic mi się nie chce... Zupełnie nic... Powinnam się teraz odbić... a ja siedzę na tym swoim dnie i nie zależy mi. Na niczym. Najprostsze decyzje wydają się niemożliwe do podjęcia... Gdybym była Feniksem, zamiast się odrodzić, ugotowałabym się na twardo... P.S. Czy ktos zauważył, że mój konik też jest chory? :( Grafika pochodzi ze strony deviantART