I'm gonna love it forever...
18 October 2004
Nie umiem bez tego żyć. Po prostu. Anka wytkęła mi to, śmiejąc mi się w oczy. - Przecież to kochasz. Przecież kochasz wszystko, co robisz. Ty nie zrezygnujesz. Kiedy zdąrzyła mnie tak poznać? Nie zrezygnuję. Bo nie umiem. Nie umiem siedzieć i patrzeć, jak życie przelatuje obok. Jak w proch zmieniają się marzenia, bledną i rozpływają się plany... Nie umiem odwrócić się do tego plecami i odejść. Bo przecież to moje plany i marzenia, mój czas! Któryś dzień gorączki. Po pumpie dostałam dreszczy. Siedziałam w rogu kanapy i mną trzęsło mimo polara. Ale poszłam na step. Bo co nas nie zabije... Może to dzięki temperaturze, a może ja jednak złapałam dystans do niektórych rzeczy, w każdym razie udało mi się zatonąć w muzyce. Jak kiedyś. Jak na początku. Tak, jak zawsze chciałam... Kiedy wiruję wokół stepu, nie ma nic. Jest rytm - w głośnikach i w sercu. Jest układ, oddech, półmrok. Jest kosmyk włosów spadający na oczy. Ruch rąk. A poza tym nic... i nikt... Ja i step - cudowne zapamiętanie. Gdy unoszę sztangę, jest pot. I lustra, rozdygotane mięśnie. Coraz większą przyjemność sprawia mi ich męczenie. Wiem, kiedy zwiększyć ciężar, a kiedy odpuścić, wiem, co robię źle, a co mam już opanowane. I wiem, po co to robię. "Przecież ty to kochasz." Kocham. Aż po ból.