Tygrys
17 August 2005
Wczoraj dla odmiany na leśnej drodze pałętało się całe stado żab, a nawet parę kangurów przyleciało do mnie specjalnie z Australii. Im dalej w las, tym wiecej drzew, i to powiedzonko zyskuje w tym momencie strasznie dużo znaczeń. Jedyny problem to mój mechanizm pomyłki, który jak zwykle mnie dopada w momencie, gdy zaczynam czuć się nieco pewniej. Jak raz popełnię błąd, to koniec - będę go popełniała już do końca, aż utrwali się w mojej głowie na mur. Jedyna rada to oderwać się na moment od tego, co robiłam, więc nauki poszły w las. W czwartek lekcja trzecia. Mroziu chodzi dumny jak paw i chyba mu ulżyło. Z zaskoczeniem oboje zauważyliśmy, że nie ma paniki, nie ma histerii, wrzasków ani paraliżu. Jednakże skłamałabym, gdybym powiedziała, że prowadzenie samochodu mi się podoba lub choćby sprawia przyjemność. Jeśli ktoś wychował się w rodzinie, w której jest samochód, nie ma tej blokady, z którą ja teraz walczę. Na razie moje jazdy są jak głaskanie tygrysa. Nie znam go, boję się go, więc bardzo ostrożnie klepię go po karku i zaraz się wycofuję. Przypomina mi to moje pierwsze spotkania z fitnessem, gdy ruch był dla mnie czymś obcym i zupełnie nie panowałam nad swoim ciałem. Bardzo ciężko jest ćwiczyć świadomie, gdy trzeba myśleć nad każdym krokiem, bardzo ciężko jest prowadzić, gdy myśli się nad każdym ruchem stopy. Ale już wiem, że wszystkiego można się nauczyć, każdą czynność można tak często powtórzyć, że w końcu wykonuje się ją mechanicznie. Pora więc nauczyć się tulić tygrysa.