Pratchett
06 February 2005
Przedstawiam Gryzeldę. To ta obok. Mam słabość do stworzeń z głupimi mordami równie mocną, jak do głupich imion. Ale tym razem to nie mój wymysł, tylko Mrozia. Przypętało się to żyrafsko do nas w Empiku i nie puściło, aż nie nabyliśmy. Starzejemy się, a w głowie coraz puściej ;) Czytam "Night Watch" T.Pratchetta. Kiedyś nie lubiłam Vimes'a, ale ostatnio pałam do niego dziwną słabością. Jakoś tak... gościa się nie da nielubić. Czytam więc sobie i zaczynam zauważać jeden poważny problem: kończą mi się książki tegoż autora. Już pomijam fakt, że czytam po kilka razy te same, ale coraz mniej mam pozycji do zakupu. I coraz bardziej mnie niepokoi, co dalej. A Pratchett... Pratchett się zmienia i to w nim kocham najbardziej. Ostatnio mam szczęście do tych smutniejszych powieści: Carpe jugulum, Night watch właśnie. Książki zabawne o smutnym wydźwięku. Nostalgiczne i nieco rozgoryczone. W pewien sposób bolesne. Rozpasiona wariackimi przygodami, niefrasobliwymi zdarzeniami z dodatkiem tylko lekkiego sentymentalizmu, czytam te nowe książki ze zdumieniem, fascynacją, żalem. Z nowymi, nieznanymi uczuciami, ale nadal z tym samym zamiłowaniem. Bo to przecież Pratchett. Mój Pratchett. Słowa mistrz nad mistrzami :)