Ready or not, here I come, You can't hide
18 March 2005
Dzień zaczął się nieprzyjemnie miarowym hukiem śmigłowców. WHOOOM. WHOOOOM. Świat zawirował, gdy przypadłam do dołu, kryjąc głowę. Przez chwilę drżałam nerwowo, potem odważyłam się ponowić próbę oceny sytuacji. Sytuacja wyglądała źle. Głowa bolała, helikoptery nawróciły i znów powietrze rozciął ich złowrogi świst. Niebo było szare, padał deszcz... Spróbowałam odwrócić głowę w drugą stronę, przed oczami zawirowało, potworny ból rozsadził czaszkę i ogarnęła mnie ciemność. Świadomość powróciła jakieś dwie godziny później. Deszcz nadal padał, mocno, miarowo. Szum koił skołatane nerwy. Oblizałam zeschnięte wargi. Pić. Kilka łyków zimnej wody sprawiło mi niewysłowioną rozkosz. Śmigłowców ni widu ni słychu. Skulona i drżąca, przemknęłam parę metrów. Ból wrócił po kilku krokach. Spojrzałam przed siebie. Z odbicia patrzyła na mnie zmęczona, obolała twarz. WHOOOOM. O nie... Zawróciłam i ostatkiem sił wycofałam się na z góry upatrzone pozycje. Operacja pod kryptonimem KAC MORDERCA.