Siemianów
22 April 2005
Nie chcę mieć wspomnień. Nic nie przynoszą, tylko cierpienie. Pamiętam wyprawy na wieś do mojego i brata ukochanego Siemianowa. Lata spędzane na zabawach z Baśką i jej źrebakami, cielakami, kotami i psami. Wąskie spracowane dłonie prababci i wygłupy rowerowe wujka. Gorące żniwa, zginające do ziemi wykopki, sianokosy i wyprawy na rwanie wiśni. Las, pełen grzybów, mrówek, jeziorek w lejach po bombach, ptaków. Reperację dachu obory, wspinaczki po drzewach, wspaniałe kryjówki w stogach i na balotach. Dni wypełnione ciepłem, śmiechem, smakiem porzeczek i zapachem zborza. Potem Baśka odeszła i ziemi też coraz mniej było i skończyły się żniwa. Wycięto starą topolę. Jezioro ktoś kupił i ogrodził. W pamięci mam dzień, gdy zmarła prababcia. Weszłam do domu po basenie, a babcia siedziała przy telefonie taka spokojna, zbyt spokojna. Tą samą drogą przyszła wiadomość o śmierci wujka, tylko to na mnie wtedy wypadło i to moje emocje zastygły. A potem było tylko gorzej... I to uczucie dwa lata temu, że ja już tu nie wrócę. Że ostatni raz patrzę z ganku w to granatowe niebo na spadające gwiazdy. I ten śmiertelny spokój znowu. I już nie mam, gdzie wracać. Czas niszczy wszystko, co kocham. Zostaje gorycz. Czasem mam wrażenie, że mnie przepełnia, że to już nie tylko serce, ale wylewa się ze mnie porami. A wciąż więcej napływa z zewnatrz. Nie chcę pamiętać. Nie chcę kochać. Za to nienawidzę. Społeczeństwa, tego państwa, tej rzeczywistości. Tego, że wszystko potrafię przewidzieć, a jednak boli. Moje dzieciństwo właśnie umarło. Wyprzedane, porzucone, rozkradzione wraz z Siemianowem. I mogłam tylko stać z boku i patrzeć... Stałam i patrzyłam. Do końca.