Prawa domowe
09 September 2005
Babcia wyjechała na kilka dni, i znów weszłam w jej rolę. Koty od razu przeniosły zainteresowanie na moją osobę, bo w końcu to ja dbam o miskę. Dziadek niezwykle bohatersko przeszedł na dietę, oddając mi kuchnię do dyspozycji. A ja w to wsiąkłam bez najmniejszych oporów. Kuchnia, nadal tak samo rozklekotana i zagracona, jak pod nieobecność babci, wygląda teraz lepiej. Przede wszystkim czyściej i puściej. To taki mechanizm spustowy - babcia znika z horyzontu, a ja łapię za worek na śmieci. Kiedy babcia jest, bez najmniejszych problemów ignoruję bałagan, który tworzy, uznając jej starszeństwo. Pełen matriarchat. W domu było podobnie - rodzice wyjeżdżali, ja łapałam za ścierkę. Pierwszy dzień upływał mi na dzikim sprzątaniu, jakbym w ten sposób brała mieszkanie w posiadanie. I zaczynałam myśleć, jak nie ja: o jedzeniu, praniu, rachunkach. Ja to nazywam przenoszeniem domowej osobowości. Ale może to po prostu instynkt stadny i mój sposób zaznaczania terenu. Staję na czele stada i automatycznie wcielam się w jedną z nich, matkę lub babcię. Ścierka pomaga mi zatrzeć ślady ich panowania. Babcia wyjeżdża a ja sprzatam, mama wyjeżdża - ja sprzątam, Mroziu mi znika i cały pokój lśni. A może to tylko mój sposób na tęsknotę i rozstanie?