20 July 2005
Aaa... A! Aaaaa.... Za trzy godziny jadę! O-my-god, o-my-god, na Ozyrysa i na Apisa, a ten cholerny gaz nadal się nie chce zapalić!Wrrrr... Wrr, wrr. Pyśka prasuje nasze materiały szkoleniowe. Wygląda to w ten sposób, że co jakieś pół godziny zasuwa po nich w kółeczko i wali się na drugi bok. Nie wiem, co da się z tego odzyskać. Mroziu panikuje. Chodzi i marudzi - a to kąpiel, a to roaming, a to on nie, nie do cholery, w żadnym wypadku i kategorycznie nie odkurzy. Słowo ZARAZ pada z szybkością pocisków z karabinu. O, coś szumi... Czyżby... o yaaa..... I po co to, po co? Pysia i tak uwije gniazdko z torebek foliowych i długopisów...
W samolocie będą siedziały śmierdziele dwa - Mroziu i ja. Pogoda w Szczecinie osiąga dół. A ja już jutro przywitam słońce. Rozświetli mi twarz i we włosy powplata jaśniejsze kosmyki. Czy ja muszę tłumaczyć, że mam wariacki humor?