Yuppie
01 June 2005
Katar mam - to zakrawa na wiadomość dnia - dużymi, krzykliwymi literami na okładkach gazet: KATAR MAM! Dla mnie to tragedia. Na serio. Jedna z większych. W tym momencie mojego życia doktorat, zaproszenia, szklanka grzanego wina i layout dla Afesa wydają się nic nie znaczącymi niedogodnościami. Cała reszta to sterta chusteczek higienicznych. Gdzieś na krawędzi świadomości miga Carrot aresztujący lidera Gildii Złodziei oraz upojony whisky Vimes w pogoni za smokiem. Wiesz, E., jest nas dwie, bo ja też go cholernie lubię. Może za to, jak bardzo ewoluuje na przestrzeni tomów, a może za tę prostotę, gdzieś w głębi, za tę szczerość wobec świata i siebie. W naszym świecie nie spotyka się takich ludzi. Spotyka się za to takich, jak ja dziś. Kolega sprzed dwóch lat, właściwie niezbyt dobry znajomy. Wciąż na takich trafiam, stylowe yuppie, z przerostem ego. A więc marynareczka, laptopik (badziewny zresztą, bo z odzysku), bródka zadbana jak trawnik Anglika, nieszczery uśmiech i plany, plany, plany. Tutaj, tam, z tym, tamtym (jak to nie słyszałaś), zainteresowani, a jak, wyjazd/fucha już za chwilę, za miesiąc najpóźniej. I tak co spotkanie, od kilku lat. Bo zawsze coś, ktoś, nigdy on, raczej oni, rozumiesz sama, nie można dać się poniżać, nie, jak się jest specjalistą. A potem wyrastają na nadętych bufonów, poniżających innych, dla samej przyjemności sprawiania przykrości. Przynajmniej niektórzy z nich. Znam jednego takiego - Lord Rust, w każdym razie też na R. Lubię Vimes'a - bo umie być nikim. Thass better than be wossname. You know. Thingy.