Ględziory
01 September 2005
U babci włączył się tryb ględzenia. Nie dość, że od rzeczy ciągle w telewizji, że przedwyborcze branie społeczeństwa pod włos idzie pełną parą, nie dość ciągłych zachwytów nad "Solidarnością", jeszcze mi babcia zaczyna. Denerwuję się. Nie na nią, bo tu nie ma za co, trudno denerwować się na wiek, choć czasem ciężko wytrzymać, gdy zaczyna obcym ludziom snuć opowieści nie w temacie. Denerwuję się tak ogólnie, rozdrażniona jestem wszechobecnym nadmiarem wykorzystywania mowy. Jakoś tak się to w tym roku zbiegło - szumne obchody "Solidarności" i przedwyborcza gorączka. Więc do zwyczajowych obietnic polityków, czego to oni nie zrobią, doszło jeszcze manipulanckie pokazywanie rzeczywistości PRL. Najbardziej mnie w tym wszystkim denerwuje to jednostronne prezentowanie sytuacji, pomijanie niektórych informacji, wyolbrzymianie innych. Czym takie działania różnią się od propagandy? To już historia, a historię podobno piszą wygrani. Ale mnie się marzy obiektywizm historyczny, spójność faktów, prawda ogólna, a nie prawda tych, co teraz na górze. I w takim nastroju rozdrażnienia i zwątpienia, dane mi jest oglądać reklamy przedwyborcze polityków i partii. Paradne uśmiechy, wielkie obietnice, rodziny zapewniające, że to dobry człowiek. Oglądam i porównuję z wyborami poprzednimi, wychodzącymi z tego samego schematu. Ile obietnic zostało spełnionych? A o ilu zapomniano lub z nich zrezygnowano? Co to za chory ustrój, w którym wystarczy doskoczyć raz do władzy, a potem już nic nie trzeba robić? Zmieniać partie i poglądy, byleby zostać na górze, kłócić się, torpedować wszelkie chęci porozumienia lub zmian? Co to za chory kraj, w którym nie istnieje żaden system rozliczenia polityków z dokonań i obietnic, żaden system wpływu na ich zachowania, w którym społeczeństwo ma wybór jedynie pozorny, bo tak naprawdę nie ma żadnego wyboru. Wciąż ci sami ludzie u władzy, te same twarze, tylko przekolorowane na inną partię. I ustrój wciąż socjalistyczny, choć pod narzutą kapitalizmu.