Mój dom jest tu
04 August 2005
Wiecie, co robię? Nigdy byście się nie domyślili. Wcinam pierogi z jagodami podetknięte mi pod nos przez babcię i jestem w siódmym niebie. Mmmm, pycha. Jeszcze wczoraj 40 stopni i błękitna woda w basenie, a dziś... jakbym nigdy nie wyjeżdżała. Kocham takie wyjazdy i kocham powroty. Mimo że wiem, iż za kilka dni znów zatęsknię do nowych miejsc, potraw, zapachów. Ale to bardzo ważne, wiedzieć dokąd się przynależy, znać swoje miejsce. Wtedy można włóczyć się po uliczkach Paryża, siedzieć na ławce w ogrodach Daliego w Barcelonie, oglądać wschód słońca nad jeziorem w Finger Falls, wpatrywać się w gwiazdy nad Nilem i szeptać: "Mój dom jest tam". Za każdym razem, gdy po długiej nieobecności otwieram drzwi i czuję zapach domu, gdy wtulam się w stęsknione futerko Pysi, ogarnia mnie spokój i szczęście. I przez te parę chwil nie chcę być nigdzie indziej. Czasem zatrzymuję to uczucie na tydzień, czasem się udaje na dwa... A potem Kenia, Tybet, Indie, Australia... miliony krajobrazów, które trzeba poznać, tysiące potraw, których trzeba spróbować, setki ścieżek do przebycia. Cały ogromny świat i tylko jedno życie, by wszystko zobaczyć.