Ponieważ kot
06 September 2005
Od godziny już jestem na nogach, tymczasem Pyśka nadal śpi. Nos wtuliła w wyciągnięte tylne łapy i chrapie w najlepsze. Gdyby ją teraz dotknąć, z pomrukiem odwróciłaby się na plecy, prezentując całą rozkoszną kotowatość w postaci zaspanego brzuszka. Nie mam serca, żeby ją obudzić, jedynie co chwila zerkam w jej kierunku. Tak sztywno wyciągnięte tylne łapki przywodzą mi na myśl kopytka. Różowe i mięciutkie co prawda, ale kopytka właśnie. Jak w jednym stworzeniu może być tyle sprzeczności? Jak tak śpi, zapominam, że mnie budziła cholera nad ranem, a jedynie mam ochotę się w nią wtulić i ponownie pójść spać. No dobrze, te dwie rzeczy akurat się łączą. O, ucho się rusza, to Maciek rozrabia w przedpokoju. Chwila uważnej oceny sytuacji... i Pyśka wraca w objęcia Morfeusza. Teraz śpi intensywniej, bo na siłę. Zaciska powieki, udając że nic się nie dzieje. Skąd ja to znam? Moje poranki wypełnione są Pyśką, wieczory są nierozerwalnie z nią złączone. Pełne rytuałów, o których wiemy w większości tylko my, a których Mroziu nadal się uczy. Ona żyje dlatego że ja, ja dzięki niej nauczyłam się odpowiedzialności. I patrząc jak śpi, na naszej poduszce w naszym pokoju, strasznie boję się, że bez niej nie umiałabym żyć. Ponieważ jest jedyną osobą, o której myślę i pamiętam cały czas. Bo moje życie toczy się tak, ponieważ Pyśka.