powolutku tym walcem, żeby sobie cierpieli
20 January 2006
Był kiedyś taki żart: Pani w szkole: Jasiu, przyprowadź tatę! Jasiu: Tata nie żyje, przejechał go walec. Pani: No to mamę! Jasiu: Mamę też przejechał walec. Pani: To przyprowadź dziadka. Jasiu: Przejechał go walec. Pani: No to babcię! Jasiu: Babcię też przejechał walec... Zmartwiona Pani: Biedny Jasiu, to co Ty teraz dziecko będziesz robił? Jasiu: Dalej będę walcem jeździł! Weszłam do łazienki i odkryłam, że babcia wczoraj prała, wyłączyła pralkę w połowie prania i zostawiła w niej mokre rzeczy. Dziś radośnie stwierdziła, że się je tylko przepłucze i będzie ok. Smród po otwarciu pralki mnie powalił. Pół biedy, gdyby prała swoje - zaczynam mieć totalną znieczulicę na to, co się wiąże z dziadkami, ale w swej ogromnej łaskawości wyprała też ubrania moje i Mrozia. Nie wiem, jak unicestwię ten zapach, w każdym razie piorę od nowa. Chora jestem na ten dom. Otwieram oczy i zanim zdążę się na dobre obudzić, już rzucam kurwami pod nosem. Nienawidzę do niego wracać, mam ochotę zamknąć się w pokoju i udawać, że mnie nie ma. A jak zwracam uwagę, że coś śmierdzi w lodówce, że po smażeniu, mogliby okno w kuchni otworzyć, że woda się zaczyna lać spod kibla i trzeba przypomnieć Krzyśkowi, żeby uszczelnił, to się dowiaduję, że zrzęda jestem. Jak nie zwracam uwagi tylko to robię za nich, to też jest źle. Bo coś tam wyrzuciłam, bo zimno, bo Krzysio się nie wyspał. Zaczynam wpadać w depresję. Będę stąd spierdalać ze śpiewem na ustach!