Lubię góry. Ciężar plecaka i równy rytm kroków. Krople deszczu na skórze i drzewa. Podróże, sushi i moją kuchnię. Kocham koty. Dobrą książkę, półsłodkie wino. Leniwe popołudnia. Moją pracę.

Chciałabym być jak Esme Weatherwax, bliżej mi jednak do Agness Nitt - ona miała swoją Perditę, a ja mam moją Usagi...
Powrót

po polskiemu z hamerykańskiego

24 January 2006

Piszę ten doktorat i mnie przerażenie ogarnia. Moja znajomość angielskiego nie jest porażająca, określiłabym ją raczej jako bierną, bo przeczytać no problemo, ale już naskrobać coś to wysiłek, o swobodnym i poprawnym mówieniu nie wspominając nawet. Moje problemy to jednak nic w porównaniu z problemami innych. Cały mój doktorat tyczy się adaptacyjnych serwerów i personalizacji, o których to w Polsce na uczelniach cicho-sza. Coś tam niby dzwoni, ktoś tam niby bada, ale generalnie nikt nic nie wie. O źródłach zapomnij. W całym polskim Internecie dwie pozycje, nawet nie książki, a jedynie artykuły, które rozjaśniają nieco mroki niewiedzy... Taa... rozjaśniają... o ile nikt nie próbuje ich dokładnie przeczytać. Problem w tym, że mnie przyszło się z nimi zapoznać. Ponieważ staram się czytać ze zrozumieniem, w końcu mam to potem przełożyć na swoje, więc wypadałoby coś z tego kumać, zaczęły mi się rzucać w oczy dziwne niespójności. Z tego wszystkiego aż zajrzałam do źródeł, czyli literatury głównie anglojęzycznej. Zauważyłam dwie rzeczy - autorzy polscy zrzynają generalnie wszystko słowo w słowo, a przy tym, o zgrozo, generalnie nie rozumieją, co zrzynają. Podsumowując, banialuki sadzą. No i co mnie podkusiło z tym rozumieniem? Piszę doktorat niemal od nowa. Głównie z oryginalnych źródeł, czyli wspominane już kilka razy Mobashery, Perkowitze, Agrawale, Jiny i Imielinskie, oraz inne hamerykańskie specjalisty. I zaczynam poważnie zastanawiać się, po cholerę piszę to w języku polskim? Nakład czasu i sił na przetłumaczenie tego wszystkiego na język ojczysty jest co najmniej dwukrotnie większy niż zmodyfikowanie oryginalnych urywków. Do tego przekładam z języka precyzyjnego, na nasze, czyli rozmyte. I tylko przeraża mnie, że pracownicy naukowi, którzy mienią się polskimi autorytetami w sprawach personalizacji, nie potrafią nawet zrozumieć tego, co próbują tłumaczyć. I że w takim razie wogóle próbują. Wstyd.

Kategorie: ,

Dodaj komentarz

Aby wysłać komentarz należy wypełnić wszystkie pola oznaczone gwiazdką *.

  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL

Archiwum

Dodaj do czytnika Google

Copyrights ©Usagi.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody Usagi.pl zabronione.