Wigilia
16 December 2005
Trzecia notka w ciągu doby, ale się rozpisuję przez ten doktorat. Cóż... pewnie jest to ostatni ślad mojego życia na tym blogu, gdyż teraz już na pewno zginę. Lord Rust podzielił się ze mną opłatkiem i życzył mi pozytywnego zakończenia doktoratu. Nie chichotał przy tym szaleńczo, nie był zgryźliwy, nie stroił min i nie krzyżował z tyłu palców - trzymał mnie za rękę, więc wiem. Teraz czekam na wybuch wulkanu na podwórku pod moim oknem, deszcz meteorów lub bezpośrednie trafienie rakietą bojową. Ta nagła zmiana frontu tłumaczy zapewne ten cholerny rok nieszczęść, to, że babcia wyprała mi czarny nowy golf razem z białymi, active'owymi skarpetkami, które zrobiły się szare i generalnie wszystkie nieszczęścia, które mnie spotkają przez kolejnych dziesięć lat. Na przykład fakt, że muszę jeszcze tu mieszkać przez przynajmniej pół roku. Ten koszmar powinien zrównoważyć Rusta. Nigdy nie sądziłam, że to możliwe. A jednak...