Spotkanie roku
11 March 2006
Kilka ostatnich dni było zdominowanych przez Torii Shrine, więc nie ma o czym mówić. No może tylko o tym, że dorosłam do zrobienia sobie wreszcie kompeltu wizytówek, bo mi głupio, jak mnie ludzie o namiary pytają. Ale nie o tym. Mój rocznik z WI postanowił wyprawić sobie imprezę dzisiaj, o dziwo nawet mnie to natchnęło, o jeszcze większe dziwo - Mrozia też. No i się zaczęło. Każdy chyba wie, jak takie spotkania wyglądają. Nie widzieliśmy się cztery lata, cztery lata spędzone na urządzaniu sobie życia. Części się nie udało, części owszem, a że w sumie nigdy jakoś jako rocznik nie byliśmy dziko zgrani czy zaprzyjaźnieni, no to mowy nie ma o szczerości. Osobiście postanowiłam się absolutnie odciąć od tego pozerstwa i zachowywać jak zawsze. W końcu przecież codziennie prostuję sobie włosy u fryzjera, zawsze chodzę na wybajerzonych obcasach i w płaszczu monnari. No co ja poradzę, że tak mi najwygodniej? A potem sobie pomyślałam, że co ja robię? Mam dla bandy ludzi, których nawet nie lubię, męczyć się w niewygodnych ubraniach? A po cholerę mi to? Przecież ja wiem, co jestem warta i żadne ciuchy nie mają na to wpływu. Mogłabym nawet iść nago. Ale wtedy... wtedy to bym ich wszystkich zdeklasowała. Bicepsem oczywiście.