Nowa notka
20 March 2006
W weekend byliśmy z Fasolkami i jeszcze paroma osobami nad morzem. W Dziwnowie dokładnie. Oczywiście z zasady byłam "na nie", choćby dlatego, że morze przy takich temperaturach to znikoma atrakcja, a jechać tylko po to, żeby się uchlać to bez sensu. No i ja dzika jestem, jak nie znam ludzi. Tymczasem było naprawdę miło. Alkohol był w rozsądnych ilościach, spacery po punktach widokowych w Międzyzdrojach wymęczyły nas tak, że zamiast imprezy, wszyscy w sobotę podsypiali przed telewizorem. Szkoda tylko, że w niedzielę musieliśmy wracać wcześniej, bo miałam zajęcia na uczelni. I że zaraz po wejściu do domu się wkurzyłam. Ale co tam. Generalnie to ja trochę Fasolki podziwiam za umiejętność zabawy. My z Mroziem mamy raczej okrojone kontakty towarzyskie - jest zaledwie parę osób, z którymi utrzymujemy w miarę regularne kontakty. Przyjaciół mogę policzyć na palcach jednej ręki, a po wczorajszej wiadomości zaczynam zastanawiać się, czy przypadkiem ten zbiór nie jest jednak mniejszy, niż sądziłam. Z tego, co wiem, podobnie wygląda sytuacja ze strony Mrozia. Tymczasem Fasolki mają tych znajomych setki i zawsze potrafią znaleźć dla nich czas. Co tydzień gdzieś imprezują, jeżdżą, coś robią. W porównaniu do nich jesteśmy strasznie statyczni. Z jednej strony to pociągające, z drugiej pewnie szalenie męczące. P.S. Wyniki wyszły koncertowo. Nie ma to jak dać sobie w palnik na siłowni, a potem robić badania, nie?