małe tęsknoty, krótkie tęsknoty
03 February 2007
Osobiste tragedie odbywają się na marginesie życia. Codzienność nie uznaje rozpaczy i otępienia, wymaga ciągłej gotowości bojowej. I nawet jeśli w nocy każdej wyśnionej postaci mówię: Pyśka ma nowotwór, na codzień zaśmiewam się na imprezie u znajomych i udaję, że nic się nie dzieje. Nie, nie udaję nawet. Po prostu odrzucam następstwo zdarzeń i skupiam się na czystej teraźniejszości. Tu i teraz jest dobrze, są praca, znajomi, ładna pogoda. O przyszłości nie myślę, przyszłość niesie ciemne chmury i grad siekący po twarzy.
Może w ten sposób, trwając w pojedynczych chwilach, uda mi się przejść przez cały proces w miarę bezboleśnie. Teraz kot jest, teraz kota nie ma. I tylko nie myśleć wstecz - że kot był. Zmiana stanu w systemie zerojedynkowym. Może w ten sposób dam radę nie oszaleć kompletnie, bo że jestem na granicy szaleństwa to pewne.
Wiatr w moich brzozach szepcze o wiośnie i niesie w sobie obietnicę lata. W serca głębi budzi się szum akacji i zapach rozgrzanej trawy w siemianowskim ogrodzie. Nie wolno było sprzedawać Siemianowa, nie wolno było wyzbywać się korzeni. One teraz tkwią w nas i wysysają szczęście z naszego życia. I chyba nie ma w rodzinie osoby, która nie zatrzymuje się w pół kroku chwycona nagłą tęsknotą i żalem. I czy tylko ja miewam urojenia, że od tamtego momentu wszystko się psuć zaczęło?