Panta rei
03 October 2006
Długa przerwa. Może nie dość długa, bo nie mam nic do powiedzenia. Przynajmniej nie szerokiemu ogółowi. Sobie więcej. Tak wewnętrzenie mam ochotę sobie nagadać. Zrugać samą siebie i nie zostawić suchej nitki. A potem sprać się po pysku za głupotę. Albo mniej drastycznie upodlić w Activie.
Wszystko płynie, płynie, płynie. I ja płynę z tym wszystkim. Nagle nic nowego, powtarzalny ciąg zwykłych dni. Teraz będzie jeszcze gorzej: dom-praca-dom. I znów strach przed rutyną, zamknięciem, uwiązaniem. Któregoś dnia wreszcie sfiksuję pokonana przez własne wymysły.
To wielce kusząca myśl: sfiksować i przestać się martwić czymkolwiek. Jak Arthur Dent - któregoś dnia wyjść przed dom z mocnym postanowieniem, że się zwariuje. I tak większość ludzi wokół mnie nie jest normalna. Świat oszalał już dawno temu. A może nigdy nie był normalny? Jeden wielki glob wariatów.