Lubię góry. Ciężar plecaka i równy rytm kroków. Krople deszczu na skórze i drzewa. Podróże, sushi i moją kuchnię. Kocham koty. Dobrą książkę, półsłodkie wino. Leniwe popołudnia. Moją pracę.

Chciałabym być jak Esme Weatherwax, bliżej mi jednak do Agness Nitt - ona miała swoją Perditę, a ja mam moją Usagi...
Powrót

O materdeja!

15 December 2005

Uff... święta się jeszcze nie zaczęły, a ja już wykończona. Robienie prezentów w epoce konsumpcjonizmu to jakiś horror jest. W skrócie wyglada to tak: tłum ludzi wpada do sklepu, tłum ludzi łapie co wpadnie w rekę, tłum ludzi gna do kasy, tłum ludzi wypada ze sklepu. Kolejny sklep, kolejny cykl wpadania i wypadania. Ponieważ szybko znudził mi się pierwszy tłum w jaki wpadłam, zatrzymałam się w Empiku na kawie, żeby spokojnie pomyśleć, przekonać łydki, że nie są za duże do wysokich kozaków oraz poczekać na następny tłum, tym razem okołopołudniowy. Na kawie zdybał mnie kolega Jacek ze studiów jeszcze, więc kilka tłumów przepuściłam koło nosa, mimo że niektóre wyglądały interesująco, tzn. kłębiły się w nietypowy sposób. A gdy i kolega Jacek dołączył do jednej z grup świątecznych konsumentów, odkryłam niebywałą prawdę. Kupowanie prezentów to, proszę Państwa, wojna jest. Jak w każdej wojnie przede wszystkim potrzeba przygotowania i taktyki. A więc wpierw rozpoznanie wroga, czyli durne pytania w stylu: "Co chcesz pod choinkę?" Durne, bo najczęściej zupełnie bezowocne, skoro odpowiedzi albo obejmują całą listę rzeczy niemożliwych, albo ograniczają się do zabójczego "Nic nie chcę". Podobnie podstępne są odpowiedzi konkretne - od razu wiadomo, że tej właśnie rzeczy się nie kupi, bo to żaden prezent. Bardziej sprawdza się tu technika na szpiega, czyli wałkowanie reszty rodziny, co kto potrzebuje. Można też zapamiętywać wskazówki - co kto kiedyś mruknął, wspomniał, nadmienił, zgubił. Nic strasznego - trzeba mieć tylko mózg jak komputer i gotowe. Po fazie rozpoznania wroga następuje skonfrontowanie swoich możliwości z rzeczywistością. Bolesne. Cholernie bolesne. Potem etap drugi - skonfrontowanie rzeczywistości z naszymi możliwościami czyli słynne "Nigdzie tego nie ma! Jest w każdym kolorze tylko nie w tym". Konfrontowanie rzeczywistości odbywa się oczywiście grupowo - wszyscy, dosłownie wszyscy, są zainteresowani dokładnie tymi samymi rzeczami i sklepami co my. Tu właśnie nawet najlepsza taktyka się wali, bo wrogami są rzesze innych taktyków. Miecze wymienione, sztandary powiewają na wietrze (przed świętami zawsze wieje...), krok marszowy dudni na mokrych chodnikach (...i leje jak z cebra). Do ataku!!! A kiedy już uda się pokonać wszystkich wrogów, dopchać do towarów, ujrzeć twarz wkurzonej i wymęczonej sprzedawczyni, następuje katastrofa. Bo w głowie po kilku godzinach szarpania i marznięcia pustka. I co dalej? Dalej to co zwykle - na zewnątrz uśmiechy: ale ładne, zawsze o takim marzyłam, a w środku: "o materdeja!". A wiecie, co jest najlepsze? Nie ważne, jak wcześnie zacznę robić prezenty, i tak się nie wyrabiam i ostatnie dokupuję tuż przed Wigilią. A kawę w Empiku mają świetną.

Kategorie: ,

Dodaj komentarz

Aby wysłać komentarz należy wypełnić wszystkie pola oznaczone gwiazdką *.

  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL

Archiwum

Dodaj do czytnika Google

Copyrights ©Usagi.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody Usagi.pl zabronione.