W Piramidach śpi czas
08 August 2005
Ludzie boją się czasu, czas boi się piramid Ash: "A co mieli fajngo w Egipcie poza żarełkiem?" Baseny z czyściutką, ciepłą wodą, w których pławiłam się godzinami, tylko po to, żeby potem położyć się w cieniu parasola na leżaku i uciąć sobie drzemkę. Cudownie cieplutkie i czyste Morze Czerwone, po którym śmigały białe łodki z nurkami na pokładach. Morze o rafach tak płytkich i tak bogatych, że nie trzeba było schodzić do wody, żeby dech zapierało. Słońce - wypalające oczy w Dolinie Królów przy 50 stopniach i cudownie rozgrzewające kości po wyjściu z basenów w Hurghadzie. I wiatr - ciepły wiatr suszący włosy w Asuanie i orzeźwiająco muskający ciało na plaży. Świątynie i starożytność - obecną na każdym kroku, w trzytysiącletnich kolumnach i malowidłach, niekiedy tak świeżych, jakby malowanych wczoraj. W rzeźbach i kolosach, we freskach, w sposobie życia ludzi, ale też pod stopami, w pyle, piachu, kamieniach, bowiem tam człowiek co i rusz potyka się o tysiąc, dwa lub trzy tysiące lat. Złożoność kulturową i religijną, historię tak zaplątaną, że aż wydającą się niemożliwą. Mnogość bogów - egipskich, chrześcijańskich, muzułmańskich - tak samo z szacunkiem traktowanych w świątyniach, w meczetach i kościołach... Ludzi - męczących na bazarach, ale wiecznie uśmiechniętych i chętnych do pomocy. Roześmianych sprzedawców w Asuanie, przemiłą obsługę w hotelach, zwariowanych właścicieli dorożek i śmiesznych instruktorów nurkowania. I to właśnie ci ludzie powodują, że powrót do kraju jest tak bolesny. Bo nie chłód naszego słońca, nie chmury, ale chłód na ulicach powoduje dreszcze. Skrzywione miny sprzedawczyń i przechodniów, ciągłe narzekanie, stres, pośpiech, brak radości życia - to dopiero widać po powrocie. Ta ogólna atmosfera niezadowolenia z siebie i innych wywołuje u mnie od paru dni klaustrofobię, sprawia, że chcę uciekać, że znów czuję się oplatana obowiązkami i problemami. Co mieli fajnego w Egipcie? Oprócz Kairu - wszystko - bo wszędzie witali uśmiechem.