Wena
11 April 2005
Wszystko mnie boli, chyba się przeziębiłam. Poziom mojego samopoczucia leci na łeb i nie wiem, czy to przez wiosnę i latanie w lekkiej kurtce, czy przez rozwalone dziąsło, czy przez wydumane lęki. W każdym razie czuję się coraz gorzej, boli mnie gardło, kości i głowa. Po prostu pięknie. Nie chce mi się ćwiczyć - po prostu nie chce. Jak zawsze, gdy jestem rozdarta, we łbie kiełkują mi wizje tego, co mogłabym zrobić zamiast męczenia na sali. Głównie graficzne. Kuszące. Nie lubię tego stanu pustki w żołądku. Wierci, wzbudza dreszcze, narasta, aż w koncu siadam i coś tworzę: wiersz, grafikę, kawałek kodu. Zawsze dziwiło mnie, że z nieprzemyślanych zlepków słów potrafię stworzyć coś z sensem. Teraz dziwi mnie jak z figur, zdjęć i barw powstaje strona. U mnie to nigdy nie jest warsztat artystyczny, nigdy nic nie jest zaplanowane - ot, podążam za pomysłem - od słowa do słowa, od kreski do kreski. Zawsze zaczyna się tak samo, czyli od niezamierzonych działań, bez wyraźnego zarysu, a potem nagle nabiera kształtu i już wiem - to ten, jeden i niezmienny. I takie dzieła są mi bliskie przez długi czas, te tworzone według planu nigdy nie spełniają moich oczekiwań. Czasem jednak pustka zawodzi. Nie tworzę nic i pozostaje tylko to wyczekujące uczucie. I wtedy trzyma przez kilka dni, a ja się męczę. To tylko kwestia wyboru. To tylko kwestia decyzji. Niekiedy nie chcę tworzyć niczego. Jak dziś.