When enough is not enough
22 March 2005
Te leniwce i delfiny naprawdę mnie zdołowały. W ramach poprawiania humoru poszłam sobie na ABF i FIT-FUN. Z trudem udało mi się zachować na tyle rozsądku, żeby nie wylądować na rowerkach, bo ja ich generalnie nie lubię, to tylko w Activie mi odbija. Ania mnie ochrzaniła za ten FIT-FUN, w sumie słusznie, ale gdzieś pompki muszę robić, nie? Może być i FIT-FUN, grunt, że są. Wystarczyło kilka dni, a już wraca stan z wakacji. To słodkie upojenie, w którym nie ważne ile i nie ważne co, grunt że się ćwiczy. Znów nie myślę - biorę plecak i wychodzę. Tak po prostu. Plecy bolą jak cholera. Ignoruję ból. Też tak po prostu. Tylko... nie ma Boskiej Kobiety. Zamiast Niej jest schorowana Ania. I to takie dziwne uczucie, gdy gwiazda przygasa, a jednak świeci na przekór i na złość. Tak się człowiekowi robi smutno jakoś. I głupio jakby. Czasem nie warto dostrzegać. Jest mi pusto. Z jednej strony strasznie euforycznie, a z drugiej boleśnie. Nie chcę do tego znów wracać, bo wiem, jak się skończy. Znów się zapadnę, zatonę, dam oplątać... Znów oślepnę na blask innych gwiazd...