Codzienność
31 May 2021
Dwa weekendy nad morzem, kilka fajnych zachodów słońca. Odetchnęłam nieco.
Zaczynam planować kilka miesięcy na Maderze na jesieni. Albo Azorach (?). Jak wspomniałam, dopiero "zaczynam".
Chodzi mi po głowie kilka rzeczy do zrobienia w domu, ale szczerze mówiąc moja motywacja leży. I tak wyjeżdżamy. I po co coś zmieniać, jak może nie będzie nas tu przez dłuższy czas. I może jak ostatecznie wrócimy, to tylko po to, żeby się wyprowadzić. Kto wie.
Generalnie tak trochę zawisłam w próżni pomiędzy "Kto wie co będzie". To nic negatywnego, myślę, że to po prostu część nomadowego życia. Dopóki nie złapiemy jakiegoś rytmu w przemieszczaniu, wszystko będzie nieco nieokreślone.
Ma to swój urok. Nagle pewne sprawy przestają być palącą potrzebą z tyłu głowy. Po co myć okna, jak można pojechać do Chojnej na lody?
Problem polega na tym, że właściwie nic nie muszę. Nic mnie nie ogranicza. Nikt na mnie nie czeka w domu. Mogę wyjść w piątek wieczorem i nie wracać przez miesiąc. To nowa rzeczywistość, z którą muszę nauczyć się żyć. I na razie to bardziej gniecie niż cieszy.